Kodeksowa definicja pracodawcy nie przystaje do obecnych realiów. Coraz częściej bowiem rolę tę wobec tych samych osób pełni grupa spółek powiązanych lub należących do jednego właściciela.
Do wielu orzeczeń Sądu Najwyższego, czy też w ogóle orzeczeń sądowych, podchodzę z pewną przewrotnością i mam nadzieję, że moje opinie na ich temat są rozumiane właśnie w tym duchu. To znaczy – Sąd Najwyższy jest zmuszony podejmować rozstrzygnięcia, co do których wie bardzo dobrze, że są niedoskonałe, lecz jednocześnie czuje na sobie brzemię i ciężar obowiązku zajęcia stanowiska.
W systemie prawnym jasność stanu prawnego jest wartością porównywalną ze „słusznością” rozstrzygnięć, cokolwiek by to nie znaczyło. Sytuacje o takich cechach, że żadne wyjście nie jest idealne, zdarzają się całkiem często. Racje są podzielone, stany czarno-białe z definicji nie powinny być przedmiotem rozstrzygnięć kasacyjnych. Kluczowe problemy o charakterze konfliktów powinny być rozstrzygane przede wszystkim przez prawodawcę, a nie sądy. Ale prawodawca po pierwsze nie nadąża, a po drugie – często nie garnie się do rozwiązywania najpoważniejszych dylematów. Przede wszystkim dlatego, że jest uwikłany politycznie i nierzadko uchyla się przed wyborem opartym na kluczowych wartościach.
Jednym z najważniejszych źródeł takich konfliktowych sytuacji we współczesnych systemach prawnych jest konwencjonalny charakter osoby prawnej.
Twór biznesowy
Idea osoby prawnej umożliwiła w znacznej mierze rozwój gospodarczy świata zachodniego. Jest bowiem typowym dla tego świata konstruktem abstrakcyjnym i zabezpieczającym przed osobistym ryzykiem niepowodzenia gospodarczego. Nigdy nie zapomnę, jak w czasach mojej pierwszej kancelarii jej gość, profesor Józef Okolski, wybitny, a zwłaszcza inteligentny komentator prawa handlowego, odnosił się do jednego z wielu skandali gospodarczych z początku lat dziewięćdziesiątych. „Dlaczego – mówił – ludzie się dziwią, że spółka z ograniczoną odpowiedzialnością przestała płacić swoje zobowiązania. Przecież to nie jest żadne oszustwo. Ona w samej nazwie ma nawet to zapisane, żeby nie liczyć na zbyt wiele”.
Wszyscy wiedzą, że spółek, czyli osób prawnych, używa się w relacjach biznesowych dla celów mniej lub bardziej subtelnego obchodzenia ryzyk lub po prostu przepisów prawa (o ile przepisy te, co się często zdarza, stwarzają ryzyka).
Kluczowe powiązania
Każda z dziedzin prawa musi sobie radzić z tym dylematem na własną rękę, że tak powiem. Na pewno od dawna nie jest już tak, że nikt sobie nie zdaje sprawy, iż spółki mające jednego właściciela lub powiązane ze sobą, realizują równolegle różne cele tego samego właściciela po to, żeby było taniej. Nie jest też tak, że istnieje jeden logiczny sposób zakwestionowania tej autonomii spółek – osób prawnych, i traktowanie w każdym przypadku jako jednego podmiotu wszystkich spółek tylko dlatego, że są powiązane i mają jednego właściciela.
No dobrze, ale gdzie wyznaczyć granicę tego, co jest autonomiczne w działalności spółek i tego, co w gruncie rzeczy stanowi uzgodnioną politykę jednego podmiotu pod dwoma lub wieloma postaciami?
Sztuczna granica autonomii
Stan faktyczny w sprawie zakończonej wyrokiem Sądu Najwyższego (III PK 68/17) był klasycznym stanem faktycznym z firm ochroniarskich. Powodowie otrzymywali wynagrodzenie za pracę wykonywaną w ramach etatu z jednej spółki, zaś wynagrodzenie z tytułu nadgodzin z innej spółki, należącej do tej samej grupy kapitałowej (motywem jest oczywiście oszczędność na ubezpieczeniu pracowników). Pracownicy – powodowie wystąpili z żądaniem wynagrodzenia za nadgodziny. Pracodawca bronił się tym, że za nadgodziny zapłacił inny podmiot i nie ma prawnych przeszkód, aby ten podmiot zastępował pracodawcę dla regulowania jego zobowiązań względem pracowników.
Sądy dwóch instancji stanęły na stanowisku, że ostatecznie chodzi o to, czy pracownicy dostali wynagrodzenie, które im się należy – i oddaliły powództwo. Natomiast Sąd Najwyższy uchylił wyrok sądu okręgowego, powołując się na istniejące orzecznictwo.
Niezależnie od szczegółów rozstrzygnięcia, głównym jego motywem było to, że wynagrodzenie pracownika nie może być zapłacone przez inny podmiot niż jego pracodawca. Otóż ze stanowiska SN wynika w tym przypadku, że na gruncie art. 3 kodeksu pracy pracodawcą nie może być grupa spółek (tak zwłaszcza uchwała SN z 16 czerwca 2016 r., III UZP 6/16).
Faktycznie treść art. 3 k.p. brzmi tak, że widać, iż jest to przepis z innej epoki (pracodawcą jest jednostka organizacyjna, choćby nie posiadała osobowości prawnej, a także osoba fizyczna, jeżeli zatrudniają one pracowników). No bo przecież w rzeczywistości tak właśnie jest. Pracodawcą bardzo często, jak i w tym przypadku, jest właśnie grupa spółek. Zignorowanie tej okoliczności spycha rozwiązanie prawne tam, gdzie go być nie powinno, czyli w martwą strefę fikcji prawnej i zmyślenia.