Jan Lityński był jednym z idoli mojej młodości. Było to w czasach, kiedy propaganda komunistyczna potrafiła demaskować knowania KORu poprzez zdjęcie małego Janka na rękach Bolesława Bieruta. To nie był czas, w którym chciałem się zastanawiać na czym polegała lewicowość takich ludzi jak Kuroń, Modzelewski, Michnik czy Lityński. Jako młody rewolucjonista wolałem nie konfrontować się z pytaniem, jak można walczyć z czerwonym mając czerwonych za przywódców?
Jan Lityński zginął ratując psa i to jest wymiar jego lewicowości. Z pragmatycznego punktu widzenia ratowanie psa który wlazł na krę na Narwi przez 75-letniego faceta jest rodzajem szaleństwa. Ideowego szaleństwa. I zarazem podsumowaniem życia. Prawdziwa lewicowa wrażliwość jest lub bywa cokolwiek szalona. Polega na porzuceniu kalkulacji dla dobra ludzkości.
Jonathan Haidt w “Prawym umyśle”, książce badającej psychologię moralności zauważa, że ludzie chcą mieć psy dopasowane do swoich matriksów moralnych. Lewicowcy chcą mieć zwierzęta łagodne i traktują je jak równych sobie partnerów. Konserwatyści chcą mieć psy wierne i posłuszne. Lityński ratował przyjaciela, bo taki był, bo był człowiekiem lewicy bez względu na to, co się działo wokół niego.
Michał Tomczak