Z Krysią Pawłowicz brałem udział w zajęciach z filozofii, o ile pamiętam, podczas studiów doktoranckich na Uniwersytecie Warszawskim, przy czym Krystyna zrobiła doktorat a ja nie. Była mądrą, ładną i kontaktową dziewczyną. Potem miałem z nią jeszcze do czynienia w ramach pewnego sporu, który prowadziliśmy publicznie – na tle decyzji administracyjnych dotyczących Polskiego Związku Piłki Nożnej. Różniły nas poglądy, ale sądzę, że oba były równie dobre. Z tego co wiem, studenci ją lubili, i “w ogóle”.
Co się z nią stało?
Piotr Gliński, zwany „Gliniakiem” był bliskim kolegą moich przyjaciół, po liceum Prusa. W sumie jakoś się zakolegowaliśmy. Studiował naukowo socjologię, ale mam wrażenie, że najbardziej ze wszystkiego interesowało go tak zwane życie. Byłem u niego dwa razy na Sylwestra w latach osiemdziesiątych, w bardzo dobrym domu na Saskiej Kępie. Sylwestry zbliżają i pozwalają ludzi poznać. Gliniak był zwyczajnie inteligentny i mocno wyluzowany.
Co się z nim stało?
Jacek Czaputowicz, zwany „Czapla” tudzież „Czaput” to trochę inny przypadek. Też z bardzo dobrej warszawskiej rodziny, jak Gliniak, też byłem u niego na Sylwestra, ciężko się upiłem, jak pamiętam. W wielkim mieszkaniu swoich rodziców na Wilczej miał, pamiętam, taki wielki, przedwojenny (sprzed której wojny?) rozkładany stół, złożony z kilkunastu podstołów, tak, że ze stołu 2 na 2 robił się stół dwunastometrowy. Lub większy. Ale mieścił się w salonie, chociaż na skos. Czapla lubił grać w karty i obstawiać na Służewcu, ale to było w latach siedemdziesiątych. Bardzo wcześnie i mocno intensywnie zaangażował się w działalność opozycyjną. Czapla był gościem, którego nie sposób było nie lubić, miał ujmującą zdolność rozmawiania z każdym z przeżywaną, widoczną ciekawością wobec rozmówcy. Dla objaśnienia złożoności rzeczy dodam, że z Czaplą przyjaźnił się także Piotrek Ikonowicz, zwanym Ikonem.
W tym przypadku aż tak bardzo nie pytam, co się z nim stało, bo Czapla daje sobie jakoś w miarę dyskretnie radę, jako minister spraw zagranicznych, choć zachowanie tego minimum integralności dzieje się na koszt marginalizacji jego roli. W pytaniu co się z nim stało mimo wszystko znajdowało by się prawdziwe niezrozumienie, jakim to cudem Czapla znalazł się wśród wykonawców tak autorytarnej i niewspółczesnej koncepcji politycznej.
Wszyscy oni troje są z mojego pokolenia, wtedy, gdy ich znałem, mniemałem, że niespecjalnie są różni ode mnie. Lub mówiąc wprost, że w zasadniczych kwestiach uważamy to samo. Może z Krystyną na ten temat rozmawiałem najmniej, ale z Gliniakiem i Czaplą nasze relacje, jak to w latach osiemdziesiątych, były przesycone politycznymi i egzystencjalnymi wizjami, których celem była oczywiście totalna przebudowa świata na lepsze.
Zdaje mi się – naprawdę bardzo silnie mi się tak zdaje – że naszym jednolitym celem była przede wszystkim wolność, wolność rozumiana szeroko. Nikt tego tak nie nazywał, ale wszyscy byliśmy opozycjonistami w duchowym i nie tylko duchowym sensie, o Czapli wiedziałem, że knuł, Gliniak pewnie też coś knuł w podziemiu, Krystyna też.
Według mnie wolność tak rozumiana oznacza nie tylko wolność dla mnie, ale także wolność dla innych. Prawdziwa wolność dla innych musi oznaczać elementarną wrażliwość na cudze poglądy, otwartość, na ich zrozumienie – i także – otwartość na moich poglądów zmianę. A zarazem odrzucenie nienawiści, agresywności i zajadłości.
Ja wszystko rozumiem, ja rozumiem, że moje dawne koleżanki i koledzy są uwarunkowani, że chcieli zrobić karierę (kto by nie chciał), ja mam taką pojemność rozumienia innych ludzi, że mnie to czasem ubezwłasnowolnia.
Nie jestem też w stanie porzucić i odrzucić moich dobrych wspomnień, ciepłych, przyjaznych wspomnień kiedy wydawało mi się, że wszystkim nam chodzi o tę samą wolność.
Ok, wszystko rozumiem.
Ale i tak coś mi tu z nimi, Gliniakiem, Czaplą i Krystyną, nie pasuje.