Hierarchia sądowa polega na tym, że są na samej górze wydaje ostateczny wyrok, choćby nie wiem jakie głupoty w tym wyroku był orzekł. Dlatego najwyższą troską systemu, każdego systemu, winno być to, by na samej górze byli sędziowie, którzy nie robią głupstw.
W uzasadnieniu postanowienia z 23 września br. w sprawie II DO 52/20, Sąd Najwyższy (lub raczej jego nowa, słuszniejsza część) postawił rewolucyjną tezę, zgodnie z którą wyroki Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej (kwestionujące ustawowe zasady przenoszenia sędziów na emeryturę) nie obowiązują na gruncie polskiego porządku prawnego. Uzasadnienie tego stanowiska było, a jakże, równie rewolucyjne w świetle funkcjonowania systemu, Sąd Najwyższy stwierdził bowiem, że wyroki te są zostały wydane w odpowiedzi na pytanie tegoż Sądu Najwyższego zadane w niewłaściwym składzie. To jest wszystko nic – albowiem w tym rewolucyjnym postanowieniu Sąd Najwyższy przypisał pytaniu prejudycjalnemu cechę „bezwzględnej nieważności”.
W tym miejscu mamy do czynienia z podważeniem systemu. Żeby było jeszcze bardziej interesująco, to podważenie systemu dobitnie opisuje zdanie odrębne zgłoszone przez jednego z sędziów – także wywodzącej się z jego słuszniejszej części. Jak wiadomo, w postępowaniu cywilnym nieważność bierze sąd pod uwagę z urzędu, ale tylko w granicach zaskarżenia. Niezaskarżony wyrok wiąże, choćby zawierał w sobie domniemaną „nieważność”. To jest zasada ukształtowana historycznie i logicznie, w przeciwnym razie każdy mógłby dowolnie oceniać „nieważność” orzeczenia. Tak jak to zrobił ów słuszniejszy sędzia.
Ten zaś „mniej słuszny”, ten od zdania odrębnego powołał się w swoim stanowisko nie na doktrynę sprzed 50 lat, lecz, a jakże, na pogląd pani Prezes Małgorzaty Manowskiej.
Ciekawa i piękna historia – z której żaden całkiem jednoznaczny wniosek wyniknąć nie może. Historia niezawisłości sądów nie ma i nie może mieć żadnej pointy.