Artykuł Michała Tomczaka w dzienniku Rzeczpospolita z dnia 16 września 2021 roku (dodatek: Kadry i Płace).
Wyroki sądowe często zawierają bardzo dobre historie. Stany faktyczne są często absolutnie niepodrabialne. Mam też takie wrażenie, że im wyższy sąd, im ważniejszy sąd, tym ciekawsze są historie, które do niego trafiają. W Trybunale Sprawiedliwości Unii Europejskiej jest ich naprawdę dużo. Zapewne wynika to z faktu, że sprawa, aby trafić do Trybunału z pytaniem prejudycjalnym, zwykle przechodzi przed dwie, a czasem trzy instancje krajowe, a do tego zawiera w sobie taki dylemat prawny, którego sądy krajowe nie odważyły się rozstrzygnąć. Albo z powodów pryncypialnych uznały, że sprawa i wydany w niej wyrok powinny nabrać większego rozgłosu.
Historia, na której opiera się wyrok w sprawie C-423/15, w jakiej Trybunał wydał wyrok 28 lipca 2016 r., jest historią Nilsa-Johannes Kratzera, który jest naciągaczem. Można powiedzieć – instytucjonalnym naciągaczem. Gdyby jego sprawę potraktować przyjaźnie, to zapewne można by uznać jego ważny wkład w przetestowanie niemieckiego i europejskiego wymiaru sprawiedliwości w kwestii, czy i na ile, działając pod presją antydyskryminacyjnej poprawności politycznej, potrafi zachować zdrowy rozsądek. Z góry uprzedzając wydarzenia z ostatniego odcinka, powiem, że ostatecznie okazało się, że potrafi.
Chciał, ale nie chciał
W marcu 2009 r. niemiecka spółka ubezpieczeniowa R+V Allgemeine Versicherung AG opublikowała ogłoszenie o naborze na stanowiska stażystów przeznaczone dla absolwentów ekonomii, matematyki ekonomicznej, informatyki ekonomicznej i prawa. Wymagania na to stanowisko określone przez R+V były bardzo wysokie, m.in. w odniesieniu do kandydatur z zakresu prawa wymagano dodatkowo pozytywnego zaliczenia obu państwowych egzaminów prawniczych i specjalizacji z dziedziny prawa pracy lub wiedzy medycznej.
Nils-Johannes Kratzer zgłosił swoją kandydaturę na stanowisko stażysty z zakresu prawa, podkreślając, że nie tylko spełnia wszystkie kryteria określone w ogłoszeniu o naborze, lecz także – jako adwokat oraz przez uprzednie sprawowanie funkcji kierowniczej w towarzystwie ubezpieczeniowym – dysponuje doświadczeniem kierowniczym i jest przyzwyczajony do tego, by przejmować odpowiedzialność i pracować samodzielnie. Wskazał także, że uczęszcza na kurs specjalizacyjny dla adwokatów z dziedziny prawa pracy i że w związku ze śmiercią swego ojca prowadzi obszerną sprawę z zakresu prawa medycznego i z tego względu dysponuje pogłębionym doświadczeniem w tej dziedzinie.
R+V odrzuciła kandydaturę Kratzera. Ten skierował do R+V zażalenie na piśmie, żądając odszkodowania w wysokości 14 000 EUR z powodu dyskryminacji ze względu na wiek. Firma zaprosiła Kratzera na rozmowę kwalifikacyjną z kierownikiem działu kadr, wyjaśniając, że odrzucenie jego kandydatury zostało wygenerowane automatycznie i nie było zgodne z intencjami spółki. Kratzer odrzucił to zaproszenie i zaproponował omówienie jego przyszłości w R+V po spełnieniu podniesionego przez niego roszczenia o odszkodowanie.
Kandydat atakuje
Kratzer wniósł powództwo do Sądu Pracy (Arbeitsgericht) w Wiesbaden w niemieckiej Hesji o odszkodowanie w wysokości tych samych 14 000 EUR z powodu dyskryminacji ze względu na wiek. Dowiedziawszy się następnie, że R+V obsadziła cztery stanowiska stażystów wyłącznie kobietami, zażądał dodatkowego odszkodowania w wysokości 3500 EUR z powodu dyskryminacji ze względu na płeć.
Po oddaleniu jego powództwa Kratzer wniósł apelację do Hessisches Landesarbeitsgericht (wyższego sądu pracy dla kraju związkowego Hesja), który z kolei oddalił tę apelację.
Kratzer, adwokat, nie odpuszczał i wniósł kasację do Bundesarbeitsgericht (federalny sąd pracy), który wystąpił z pytaniami prejudycjalnymi do Trybunału.
Jeżeli roszczenie Kratzera wyda się komuś cokolwiek absurdalne, to się nie zdziwię. Nie uchybia to jednak w najmniejszym stopniu faktu, że taką sprawą musiał się zająć już czwarty sąd. To może być nawet pewna przesada, jeżeli chodzi o dostęp do sądu, jak się wydaje.
Ukryty motyw
Sąd federalny zadał Trybunałowi takie pytanie: Czy wykładni art. 3 ust. 1 lit. a dyrektywy 2000/78 (antydyskryminacyjnej, przyp. MT) i art. 14 ust. 1 lit. a dyrektywy 2006/54 należy dokonywać w taki sposób, że zamiar uzyskania dostępu do zatrudnienia lub wykonywania zawodu ma także osoba, z której podania o pracę wynika, że nie zamierza uzyskać zatrudnienia i pracy, lecz jedynie status osoby ubiegającej się o zatrudnienie, aby móc dochodzić roszczeń odszkodowawczych? Po drugie zaś, w przypadku udzielenia na pytanie pierwsze odpowiedzi twierdzącej: Czy sytuacja, w której status osoby ubiegającej się o zatrudnienie uzyskany został nie w celu uzyskania zatrudnienia i pracy, lecz w celu dochodzenia roszczeń odszkodowawczych, może w świetle prawa Unii zostać uznana za nadużycie prawa?”.
Półżartem można powiedzieć, że sąd federalny zadał takie pytanie, że gdyby zadał je na sali sądowej pełnomocnik, to zapewne sąd by je uchylił. Jest to pytanie z tzw. twardą tezą, czyli stwierdzeniem, że Kratzer tak naprawdę nie miał na celu uzyskania zatrudnienia, ale budował tzw. story, mającą umożliwić mu wystąpienie o odszkodowanie.
Nie wiem tylko na ile można się zorientować w sprawie podstępu na podstawie samego podania o pracę, ale to kwestia stanów faktycznych, nie dla Trybunału. Pamiętajmy bowiem, że ustalenie stanów faktycznych w sprawach odsyłanych do Trybunału Europejskiego należy do sądów krajowych. I też nie sądzę, by należało do sądu federalnego. Sądzę zatem, że zarówno sąd odsyłający, jak i trybunał opierały się na ustaleniu faktycznym sądów niższej instancji, z której wynikało, że Kratzer był naciągaczem. Lub wielkim testerem praworządności, alternatywnie.
Wyrok i morał
Chyba nikt przy zdrowych zmysłach nie miał prawa oczekiwać, że Trybunał uzna, iż Kratzer istotnie był osobą mającą zamiar uzyskania dostępu do zatrudnienia lub wykonywania zawodu. Dopiero zaś w przypadku spełniania takiego kryterium Kratzer mógłby podnosić roszczenia z tytułu dyskryminacji.
Trybunał stwierdził, że sytuacja, w której osoba, ubiegając się o stanowisko, zmierza nie do uzyskania tego stanowiska, lecz jedynie formalnego statusu kandydata wyłącznie w celu dochodzenia odszkodowania, nie jest objęta pojęciem dostępu do zatrudnienia lub wykonywania zawodu i jej żądanie może zostać uznane za nadużycie prawa.
Nadużycie prawa do sądu
No i ok. Pomyślmy jednak, ilu prawników po drodze musiało pochylić się na żądaniem niemieckiego adwokata, który, być może, zrobił sobie z sądów poletko doświadczalne. Nadużycie prawa do sądu to narastający problem we wszystkich cywilizowanych systemach prawnych. Problem wyjątkowo dobrze znany z polskich sądów. W ramach systemu sądowego każdy może pozwać każdego o wszystko, tak wygląda aksjomat prawa do sądu. Często robi to jednak z zupełnie innych powodów niż dla dochodzenia swoich racji. Na przykład – wnosi sprawę tylko po to, by następnie w innej sprawie twierdzić, że toczy się postępowanie. Lub żeby wyłudzić odszkodowanie, bo wielkie firmy często płacą takie sui generis odszkodowanie dla świętego spokoju albo dlatego, że skalkulowały swoje rzeczywiste koszty prowadzenia takiej sprawy. Nawet jeżeli powództwo jest oczywiście niezasadne.
Interesujące, że ten pospolity problem zawisł tak wysoko, że aż w Luksemburgu. Trochę mi brakowało w uzasadnieniu tego wyroku jakiejś cierpkiej uwagi na temat szkodliwości takich żądań. No, ale Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej na takie uwagi sobie po prostu nie pozwala. Nawet wtedy, gdyby miały one pewien moralistyczny sens.