Choć Trybunał nie jest żadnym Trybunałem, a jego sędziowie nie są tak naprawdę sędziami – uzasadnienie wyroku Trybunału (sygn. 1/20 ) warto przeczytać, zwłaszcza, jeżeli jest się prawnikiem z ambicjami niesienia wartości powyżej pragmatycznych zadań stawianych prawnikom.
Oczywiście, pierwsza, zbyt oczywista nauka to taka, że prawnik może uzasadnić wszystko tak długo, jak długo nie musi podjąć realnej polemiki z poglądami, z którymi się nie zgadza. Czyli, innymi słowy, dzięki takim wyrokom wiemy, po co w demokratycznym państwie jest prawdziwy Trybunał Konstytucyjny – jest po to, by rozstrzygać lub co najmniej definiować prawdziwe problemy, które dzielą społeczeństwo. Trybunał, w którym reprezentowany jest w zasadzie jeden pogląd (lub raczej jedna strona sporu) może się spierać tylko w ograniczonym zakresie z samym sobą. Musi jednak swoim orzecznictwem pogłębiać konflikt społeczny nie zaś go łagodzić. Innymi słowy taki Trybunał nie ma żadnego sensu.
W tym sensie pisanie uzasadnienia wyroku na 36 stron (pozostałe 100 stron to zdania odrębne tych, którym obudziło się sumienie już po tym, jak związali się z PiSem) nie ma wielkie sensu, ponieważ takie uzasadnienie polega na dobieraniu wyłącznie argumentów pod przyjętą tezę i wydany już wyrok. Przy takim obskuranckim podejściu nawet Międzynarodowy Pakt Praw Obywatelskich i Politycznych prezentowany jest argument na rzecz uznania poczętego płodu za człowieka. To uzasadnienie jest więc o tyle niepotrzebne, że wystarczyłoby napisać: Trybunał tak właśnie uważa. Używane argumenty kompromitują raczej niż uzasadniają to „uważanie”.
Uzasadnienie ma jednak walor historyczny: dokumentuje stan umysłów grupy społecznych, które przejęły władzę w Polsce po 2015 roku. Jednocześnie uzasadnienie to w chaotyczny i niespecjalnie logiczny sposób odwołuje się do przeszłości i przytacza dyskusję z komisji konstytucyjnej z 1996 roku, wypowiedzi Marka Borowskiego, Tadeusza Mazowieckiego, Aliny Grześkowiak, ale także i Piotra Ikonowicza. Treść tych raczej przypadkowych cytatów i tak nie pozwala uchylić się od refleksji, jak nędzną drogę wstecz odbył nasz świat polityczny i świat myśli publicznej od tego czasu. Czego autor uzasadnienia najwyraźniej nie rozumie, bo gdyby rozumiał to by do przeszłości się nie odwoływał.