My, prawnicy żyjemy z sądu, znamy się na prawie sądowym i teoretycznie powinniśmy namawiać naszych klientów na sąd, kiedy to konieczne.
Tymczasem nasza pierwsza, najlepsza rada, jakiej udzielamy klientom od wielu już lat taka właśnie jest: nie idź do sądu. Omijaj sąd szerokim łukiem. Szukaj każdego innego rozwiązania, NIE SĄDU.
A ten prawnik, który wmawia Ci coś innego drogi kliencie, robi to dla własnego interesu. Czyli Cię oszukuje. Albo z głupoty. Albo nie rozumie twojej sytuacji, kliencie do tego stopnia, że lepiej poszukaj innego prawnika.
Sądy są niewydolne, przez to kosztowne. Sądy są nieprzyjazne i niegrzeczne. Sądy są niekompetentne. Prawo rozumieją semantycznie, poza kontekstem społecznym i gospodarczym.
Oczywiście, nie wszystkie i nie zawsze, inteligentni ludzie mówiący do ludzi inteligentnych nie muszą się zresztą za każdym razem w taki sposób zastrzegać. Mówimy o zjawiskach ogólnych, wręcz statystycznych. Niestety jednak ten rodzaj zamknięcia i marginalizacji sądów względem sensu ich roli i społecznego zadania trwa od lat. I nie ma nic wspólnego z ziobrystowskim zamachem na niezawisłość. Bo sądy niestety, nie stają się lepsze przez sam ten fakt, że są niezawisłe.
Dlatego trudno się pogodzić z obecnym poziomem dyskusji na temat sądów, który koncentruje się wyłącznie na bieżących zagrożeniach, nie widzi natomiast głębokich, strukturalno-intelektualnych problemów sądownictwa i sądów.
Drogi kliencie, nie idź do sądu, to nasza najlepsza rada.